wtorek, 26 czerwca 2012

Jadymy!!!!!!!!!

Na razie plan jest taki, że będę tu wrzucać na świeżo raporty z biegów i innych zawodów - dla siebie, dla znajomych i dla hipotetycznych potomnych. Jakieś info z postępów treningowych pewnie też będzie. W którą stronę to ewoluuje - okaże się. Mam parę pomysłów w każdym razie, poza tym co będzie się tu pojawiało w najbliższym czasie. Będzie mało pieprzenia, a dużo konkretów, a może i uda mi się przemycić moje słynne na dzielni tabelki i statystyki.

Generalnie bieganiem na poważnie zajęłam się parę miesięcy temu (12 marca 2012). Na początku nie miałam żadnych planów startowych - nawet mi się to nie śniło, tym bardziej, że jestem po dwóch operacjach kolana i już pogodziłam się z tym, że ono nigdy nie pozwoli mi na szybkie bieganie (a pan doktór straszył mnie na odchodnym, oj straszył), ale jak to zwykle bywa w moim serialu, wszystko potoczyło się swoim torem. 

Po pierwszym niepoważnym starcie w przełajowym Chaszczoku (kwiecień 2012) z ziomusiami z Dębniki Ćwiczą!, w którym poszło mi całkiem dobrze jak na pierwszy raz (4 miejsce), po którym w dodatku doświadczyłam intensywnych stanów samozadowolenia i wszechmocy, dałam się wkręcić w treningowo-wyścigową machinę. Bardzo podoba mi się to, że to jest taki jakby równoległy wszechświat, o którym się nie wie, jeśli się w nim nie uczestniczy. Wciąga, uczy dyscypliny i generalnie tworzy nową jakość życia. O efektach ogólnosprawnościowych nawet nie wspominam, bo to, zdaje się, jest oczywiste i zrozumiałe dla każdego. No więc mówię wam - w tym jest duuużo więcej sensu niż tylko wyniki. 


Chaszczok - Błotny bieg z przeszkodami, Kraków 2012

Po Chaszczoku były 2 biegi na 10km: X Międzynarodowy Bieg Skawiński, z czasem netto 00:49:40 i Cracovia Interrun z czasem 00:48:07 (ostatni raz biegłam po weselu, przyrzekam - cierpiałam przez całą trasę!). W międzyczasie był jeszcze mój pierwszy vertical run, w którym byłam ostatecznie szósta (trafiając ku mojemu rozbawieniu do rankingu pucharu świata w Tower Running 2012), z którego napisałam relację na portal Trening Biegacza (ta niżej) i który dał mi gigantycznego kopa i przekonanie, że jeszcze mnóstwo mogę zdziałać i że osiągnięcie wieku 30 lat niekoniecznie oznacza konieczność znalezienia sobie chłopa i założenia rodziny i jeszcze kilka innych rzeczy przyszło mi wtedy do głowy.

Bieg na Szczyt Rondo 1 2012

No więc będą tu biegi, tower running i triathlon. Co do biegania, asfalt mnie na razie zadowala, ale Anita (fajnie, że poznałam!) coraz bardziej zachęca do biegów górskich, więc wkrótce pewnie też będzie trzeba spróbować, tym bardziej, że od 2 miesięcy co tydzień zdobywam się (choć, bez kitu, zawsze ze sobą walczę) na morderczy trening trail runningSalomonem (pod okiem mistrza Andrzeja Lachowskiego), który już bardzo dużo dobrego zdołał zdziałać, a uśredniona kondycja całej grupy postawiła poprzeczkę jeszcze wyżej i widzę jak bardzo jestem jeszcze cienka. No ale nie ma nic lepszego niż trenowanie z najlepszymi i poznawanie kolejnych motywujących do tego szaleństwa osób.

No i okazuje się, że nie umiem pisać krótko i zwięźle. Nie umiem też pisać tak pięknie jak Gaja Grzegorzewska (Gajur! zakładajżesz tego bloga do jasnej anielki!), ale to dobrze, bo przynajmniej nie będziemy ze sobą rywalizować (no może tylko w tym, która potrafi więcej zjeść).

Koniec pierwszego posta.


5 komentarzy:

  1. no, właśnie, róbcie mi tu ruch!

    OdpowiedzUsuń
  2. poza tym: chyba powoli staję się automatem - zaczynam mieć poważne problemy by udowodnić, że jest przeciwnie.

    OdpowiedzUsuń