No więc plan był taki, żeby biegać, bo bieganie to super sprawa i tyle. Nie myślałam wtedy jeszcze o żadnych zawodach. Fajnie było czuć, że z tygodnia na tydzień organizm coraz lepiej radzi sobie z tym wysiłkiem i mimo że już wcześniej czułam się bardzo sprawna (2 lata z Dębniki Ćwiczą!), to jednak wejście w endurance training to był na prawdę wielki przeskok i początek najfaniejszego etapu w moim życiu.
W bieganie wkręcił się też Rafał G. i zaczęliśmy sobie w trójkę startować dla zabawy w różnych zawodach biegowych. W sumie nie było ich do tej pory dużo, ale każde kolejne to był progress no i oczywiście jak jest konkretny cel, to łatwiej się zmobilizować, więc te zawody będę chyba dalej wykorzystywać głównie jako narzędzie do samodyscyplinowania się. Jakoś w kwietniu doszedł trail running (na razie lajtowo, ale to też był duży krok w przód). Gdy pojawił się pomysł traithlonu, zaczęłam też więcej jeździć na rowerze (i trochę pływać, ale pływanie generalnie na razie zawieszam, bo już żywcem nie mam gdzie tego wcisnąć), co też pewnie bardzo przydaje mi się teraz na schodach, bo czuję że mięśnie ud mam teraz w szczytowej formie ever. W maju pojawiło się towerrunning, no i na tym mam nadzieję na jakiś czas poprzestanę.
No i z tego wszystkiego, wyszło mi (bo oczywiście wszystko, co do minuty i co do metra rejestrowałam na Run-logu), że przez te pół roku:
- przebiegłam 579 km
- przejechałam 1040 km
- wbiegłam na 1016 pięter
- najlepszy czas w biegu na 10km to na razie 00:48:07 (Cracovia Interrun)
- na 15km 01:23:32 (Bieg w Pogoni za Żubrem)
I co by tu na koniec... Jestem z siebie kurewsko zadowolona!!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz